piątek, 21 lipca 2017

Psychologia a miłość



W psychologii nie ma prawdziwej definicji miłości o czym przekonałem się ostatnio na jednym ze spotkań z Panią psycholog, która przyszła do naszej wspólnoty. Kobieta opowiadała co dobre a co złe dla dziecka. Podobno złym dla dziecka jest rozwód i częsta zmiana partnerów życiowych. Skoro to jest złe to po co rozwód i ci partnerzy. Przecież można zostać przy współmałżonku i nie szukać sobie innych partnerów. Według psychologii jednak jest to mało prawdopodobne bo psychologia oparta jest na mechanizmach chemii zwierzęcej. Dotyka sferę uczuć ale nie dotyka sfery postaw ludzkich czyli miłości. Z ciekawości zadałem Pani psycholog pytanie o psychologiczną definicję miłości i czy w ogóle istnieje. Pani psycholog odpowiedziała, że oczywiście istnieje definicja miłości w psychologii. Brzmi ona następująco: "Miłość to wzajemne zaspakajanie własnych potrzeb". Więcej już nie miałem ochoty rozmawiać z Panią psycholog bo nie było o czym. 

Faktycznie według jej definicji ludzie mogą wpadać w częste konflikty. Biznes jest biznes. Czym więcej konfliktów tym więcej kasy dla Pani psycholog. Nie zaspokojenie potrzeby kogoś jest równoznaczne z brakiem miłości a dobrze wiemy, że to nieprawda. Niezaspokojanie potrzeb może mieć wiele czynników tj: choroba, nie właściwa komunikacja, chwilowa zła wola, lenistwo albo po prostu zły humor. Czy to jest oznaką braku miłości? Raczej nie. Miłość to postawa i to my sobie deklarujemy kiedy chcemy kogoś kochać a kiedy nie chcemy i nie ma to nic wspólnego z uczuciami ani zaspokajaniem czyichś potrzeb. Stwierdziłem, że psychologia jako taka wpędza ludzi w dysonans myślowy. Jestem przekonany, że ta fałszywa definicja wykończyła nie jedno małżeństwo. Konflikty rozwiązuje się na drodze prawdy a psychologia ich rozwiązać nie może bo u samych podstaw jest kłamliwa i nastawiona na budowanie konfliktów.

W ogóle dziwne że w sprawach miłości ludzie chodzą do psychologów. To mniej więcej tak jakbym z bolącym zębem szedł ktoś do laryngologa.
Miłości uczy kościół ale przecież niektórzy mówią, że to nie nauka a wiara :). Prawdę mówiąc to też fałszywka. Nauka kościoła jest logiczna i realna nie ma tam nic nadzwyczajnego w co by wyraźnie trzeba było wierzyć. Naprawdę nie trzeba wierzyć by nauczyć się w kościele miłości. Bo w co tu niby wierzyć? Pismo święte jest drogowskazem miłości prawdziwej. Czyli drogą do szczęścia tu na ziemi. Nawet nie trzeba wierzyć w szczęście pozagrobowe. Bo ewangelia wyraźnie opisuje szczęście doczesne człowieka. Szczęście oparte na dawaniu miłości innym ludziom. Psychologia stara się uzmysłowić człowiekowi że to on ma być kochany. W tym jest problem bo nigdy nikt nie będzie kochany a przynajmniej prawdopodobieństwo bycia kochanym jest bardzo nikłe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz