środa, 13 stycznia 2016

stres, stres i jeszcze raz stres


Spotkanie w dużej i prestiżowej firmie uważam za udane. Nie ma co prawda jeszcze podpisanej umowy ale wygląda na to, że nie jest to odległa sprawa. Niestety wracając do domu zepsuł mi się samochód. Ma już swoje lata. Najwyższy czas go wymienić na nowy. Decyzja o zakupie autka jest coraz bliższa. Dziś nie wiele brakowało a byłbym już w salonie. Na szczęście nie miałem auta aby tam dojechać więc oddałem samochód do pobliskiego mechanika. Dziś też zadecydowałem o zatrudnieniu osoby i to uważam za kluczowe wydarzenie dnia. Trzeba iść do przodu. Rozwijać się. Miałem też przyjemność wreszcie normalnie porozmawiać z żoną. Niestety jest nadal pod wpływem swojego otoczenia. Najgorsze jest to, że wydaje się jej, że jej decyzja nie niszczy dziecka. Tak patrząc z boku to powinna się cieszyć, że ma takiego męża który zgodnie z prawem broni naturalnego interesu dziecka do stałej stabilnej i kochającej się rodziny. Problem w tym, że to co naturalne akurat dla jej towarzystwa jest egzotyczne. Czas i życie weryfikuje decyzje. Moja decyzja jest stabilna i choć słyszę czasem głosy, że sobie życie zmarnuje nie chcąc nikogo nowego to uważam, że mam dla kogo żyć i mam komu pokazać swoim życiem wartości po prostu zwykłego normalnego człowieka. Moje dziecko ma zaledwie 6 lat. Potrzebuje wartościowych wzorców. Potrzebuje choćby oparcia emocjonalnego w jednym z rodziców. Mama w tym momencie niedomaga emocjonalnie więc od tego jest tata by dbał o stabilność emocjonalną dziecka i stał na straży fundamentalnego interesu dziecka do życia w pełnej kochającej się rodzinie. Pomimo tego, że dziecko nie widzi miłości w mamie to może tej miłości uczyć się od taty. Wielokrotnie nagradza mnie całusami dziękując mi, że tak bardzo kocham żonę. Dzięki Bogu mam w okuł siebie samych wspaniałych ludzi z których mogę niekiedy czerpać wzorce. Niektórzy są tak piękni nie tylko chodzi mi o sferę fizyczną ale myślę tu przede wszystkim o sferze duchowej, że naprawdę jestem nieraz pod wielkim wrażeniem. Tak wielkim, że w sposób naturalny cieszę się i produkuje endorfinki. Ten związek chemiczny tzw. hormon szczęścia jest mi bardzo potrzebny. On bardzo buduje. Napędza do działania. Zwiększa stabilność emocjonalną. Eliminuje problemy. Jest podstawą każdego sukcesu. Do mojego sukcesu ekonomicznego jest swoista zaprawą. W ten weekend zamierzam kontynuować rozwój tego hormonu. Wybieram się w góry ze znajomym z Warszawy i jego ekipą z korporacji. Będziemy nie tylko szaleć na stoku narciarskim ale również odwiedzimy kolejne z miejsc objawień Maryjnych. W Polsce jest 10 takich miejsc. W tym tygodniu odwiedzę już trzecie w swoim życiu. Mam za co dziękować Maryji więc pokornie jadę uklęknąć w tym miejscu gdzie się objawiła i oddać się duchowej uczcie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz